Komentarze: 0
W powietrzu zadrgały dźwięki rzucone silnym, metalicznym kontraltem, — wszyscy drgnęli. W tonach tych drżała namiętność dysząca żarem, buchały krzyki rozpaczy, modliły się słowicze ekstazy zachwytu i cichy bezdenny ból łkał rozwiewną, przenikającą lalą. Cała poezya pól i lasów budzących się w słońcu, wiosennych rojeń młodzieńczych, falą szeroką płynęła w jej pieśni; krwawe łuny zachodów i serc rozdartych zwątpieniem, okrzyki walk bojowych, i bezbrzeżnej melancholii księżycowe tęsknoty — lały się spienioną kaskadą tonów. Jakby utajona dusza wszechświata, wydzierała się z więzów kamiennej skorupy serc ludzkich, i wstrząsnąwszy się tryumfalną pieśnią przebudzenia napełniała przestwory.