gru 17 2014

Kobieta


Komentarze: 0

 Z opuszczonemi rękami, kwiatem marzeń w sercu nagle z listków opadłym, weszła Iza do salonu. Naprzeciw niej podniósł się pełen godności pan Kalasanty, owinięty w togę majestatu, obrażony skrzywdzony i rozżalony, proponując jej powrót do domu.

— Dość już tej nauki w konserwatoryum! Czasy ciężkie, dochody coraz zmniejszone, nie pozwalają na fantastyczne zachcianki żony. Ulegał długo jej kaprysowi, ale wszelka ludzka cierpliwość ma swoje granice... W razie nieposłuszeństwa grozi cofnięciem wypłacanych dotąd procentów.
— Kapitał przecież pochodzi ze sprzedaży Jaworowa — to mój — mogę zeń użytkować — protestuje Iza.
Pan Kalasanty z godnością rozłożył grube ręce. ustrojone w drogocenne pierścienie pożyczone od Klarci.
— Mocno żałuję, ale to niewykonalne. Nie masz prawa!
— Przecież to moja własność!
— Nie masz prawa nią rozporządzać. Kobieta
zamężna własności osobistej nic ma.
Patrzał na nią wzrokiem błyszczącym złośliwym tryumfem.
Iza zamilkła. Zrozumiała iż jest bezsilną.
— Przyznajesz: — byłem dla ciebie najlepszym! przez szpary patrzałem na twe wieczne fantazye. Dałem ci czas do opamiętania. Ale wszystko ma swoje granice! powracaj!
Iza stała oparta o stół; spokojny ironiczny uśmiech ślizgał się po jej wargach.
— Przypuszczam że już przesyły twe urojenia? Dom czeka na gospodynię! — zasapał gniewnie.
Nie odpowiadała.
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz